˚.🫂⋆

Mroźny wiatr świszczał między wieżami głównej fortecy Fatui, niosąc ze sobą drobinki śniegu, które osiadały na czarnych płaszczach dwójki Harbingerów. Noc w Snezhnayi była jak zawsze surowa, ale Mitsuki ledwo to zauważała. Wysoko nad ziemią, na jednym z balkonów cytadeli, patrzyła na rozciągający się przed nią krajobraz – białą pustkę, lodowate rzeki i majaczące w oddali światła miasta.

Za jej plecami stał Capitano, jego postawa jak zawsze niewzruszona, pełna chłodnej determinacji. Przez chwilę milczał, obserwując ją uważnie, zanim w końcu się odezwał:

— Nie wyglądasz na kogoś, kto cieszy się z sukcesu.

Mitsuki westchnęła, opierając dłonie na zimnej balustradzie.

— Bo nie jestem.

— Dlaczego? — Jego ton był spokojny, ale wyczuwalnie zainteresowany.

— Misja się udała, cel został unieszkodliwiony, a ja nadal czuję, że coś mi umknęło.

Capitano podszedł bliżej, stając obok niej. Jego wzrok przeniósł się na pokryte śniegiem ulice daleko w dole.

— Może dlatego, że patrzysz na to w zbyt małej skali.

Mitsuki uniosła brew, rzucając mu krótkie spojrzenie.

— Ach tak? Oświeć mnie.

— Każdy ruch, który wykonujemy, jest częścią większej gry — powiedział, nie odrywając wzroku od miasta. — Jedno zwycięstwo nie oznacza końca wojny. Jeśli oczekujesz satysfakcji z pojedynczej bitwy, zawsze będziesz czuła niedosyt.

Mitsuki oparła się plecami o balustradę i skrzyżowała ramiona na piersi.

— Mówisz, jakbyś nigdy nie odczuwał frustracji.

— Bo nie pozwalam jej rządzić moimi decyzjami.

Mitsuki parsknęła, ale w jej oczach błysnęło coś na kształt uznania.

— Może powinnam wziąć lekcje zarządzania emocjami od Szczytnego Pana Capitano.

— Może powinnaś — odparł sucho.

Przez chwilę milczeli, wsłuchując się w wycie wiatru. W końcu Mitsuki westchnęła, prostując się.

— Nieważne. Jutro rano mamy raport, a ja nie zamierzam dać tym biurokratom powodu do narzekania.

— Rozsądnie.

Zerknęła na niego jeszcze raz, a potem z lekkim uśmiechem ruszyła do wnętrza fortecy.

— Może i masz rację — rzuciła przez ramię. — Ale nie licz na to, że zacznę myśleć jak ty.

Capitano nie odpowiedział od razu. Patrzył, jak odchodzi, zanim w końcu, niemal niezauważalnie, uniósł kącik ust.

— Nawet bym nie próbował.

Bạn đang đọc truyện trên: TruyenTop.Vip